Należy się rozprawić z mitem, jakoby toksyczny barszcz Sosnowskiego omijał miasta. W tym roku barszcz dwukrotnie zidentyfikowano w al. Solidarności. Z mapy prowadzonej na portalu barszcz.edu.pl wynika, że w Warszawie takich przypadków było ponad 10.
- Roślinę zauważyliśmy zupełnie przypadkiem, jadąc al. "Solidarności" między Żelazną na Młynarską. Rosła w przyulicznym pasie zieleni - opowiada 'Wyborczej' Izabela Sachajdakiewicz. - Ta roślina miała około 2-3 lat, jeszcze nie kwitła - dodała.
Jak się tam mogła znaleźć?
Odpowiedzi jest przynajmniej kilka. Przede wszystkim pamiętajmy, że barszcz Sosnowskiego i barszcz olbrzymi (Mantegazziego) to w Polsce inwazyjne gatunki obce, czyli takie, które dzięki szeregom przystosowań rozmnażają i rozprzestrzeniają się na dużą skalę, wypierając przy tym rodzimą florę. Ich pojawienie się w nowym miejscu może być skutkiem działania sił natury (wiatr, woda) lub ludzi – na oponach, karoserii aut, czy pociągów, na obuwiu/ubraniu (wzdłuż szlaków komunikacyjnych). Zdarza się też, że nasiona są transportowane z masami ziemi np. na potrzebę budowy domu czy drogi.
Jest jednak jeszcze kilka innych możliwości, za sprawą których barszcz Sosnowskiego pojawia się w aglomeracjach.
- W niektórych miastach barszcze były uprawiane jako rośliny ozdobne (jak np. w warszawskim Muzeum Łazienki Królewskie), eksponaty okazowe w ogrodach botanicznych, albo w ramach doświadczeń w instytutach badawczych. Nie można wykluczyć, że wciąż rosną w miejscach, gdzie kiedyś je posadzono, albo uciekły z takiej uprawy. Inną przyczyną pojawiania się barszczy w przestrzeni miejskiej jest fakt rozrastania się miast. Te wchłaniają tereny wiejskie, na których kiedyś barszcze były uprawiane i razem z “kawałkiem natury” wykradanym wsiom w pakiecie dostajemy też to, co w nich rośnie – tłumaczy Izabela Sachajdakiewicz, która koordynuje prace związane z mapą online występowania barszczu.
Napisz komentarz
Komentarze