W parku Moczydło przy placu zabaw wyciętych zostało 180 metrów kwadratowych krzewów. Spotkało się to z reakcją wolskich i warszawskich aktywistów, którzy pytają urząd o powód wycinki. Miasto Jest Nasze sugeruje, że była ona nielegalna. Z kolei wolski ratusz odpowiada, że krzewy uschły i wycinka była konieczna.
"Usunięcie dwóch skupisk krzewów o takiej powierzchni w tym miejscu wymagało pozwolenia Urzędu Marszałkowskiego Województwa Mazowieckiego. Z informacji, uzyskanych z tego urzędu wiemy, że miasto ich nie uzyskało - wycinka krzewów była niegalna!" - pisze warszawska organizacja Miasto Jest Nasze, sugerując złamanie prawa. Istnieją bowiem przepisy, które wymagają zezwolenia w przypadku wycinki krzewu albo krzewów rosnących w skupisku, o powierzchni do powyżej 25m2.
O sprawę i powody wycinki zapytała wcześniej w interpelacji bezpartyjna radna Woli Aneta Skubida ze Stowarzyszenia Wola Mieszkańców. W piśmie z 21 kwietnia 2022 roku poprosiła też o informacje czy wolski urząd rozważa wprowadzenie dla krzewów procedur analogicznych do wycinki drzew, czyli wcześniejszego oznaczania planowanych wycinek i możliwości uzyskania informacji na temat ich powodów, a także planowanych sposobów kompensacji ekologicznej. Zasugerowała, że jest to szczególnie istotne w przypadku wycinek tak znaczących skupisk.
Odpowiedzi jeszcze nie uzyskała, ale ratusz zabrał w tej sprawie głos po opublikowaniu postów dotyczących wycinek, które pojawiły się tego samego dnia, 27 kwietnia - najpierw na stronie Stowarzyszenia Wola Mieszkańców, potem u Miasto Jest Nasze.
Rozrzedzenie czy wykarczowanie?
Burmistrz w mediach społecznościowych przekonuje, że prace ogrodnicze były konieczne ze względu na to, iż krzewy straciły swój walor estetyczny, na co zwracali uwagę mieszkańcy i użytkownicy parku. Według urzędu celem prac jest przywrócenie im życia i sprawienie by dalej cieszyły spacerowiczów. Wolski ratusz unika słowa wycinka, mówi zaś o "rozrzedzeniu", które nie wymaga zgody Urzędu Marszałkowskiego Województwa Mazowieckiego. Tłumaczy też, że podczas prowadzonych prac nie stwierdzono siedlisk zwierząt. Jednak na miejscu prawdopodobnie nie było osoby, która mogłaby to stwierdzić:
"Dzwoniłam [do dzielnicowego Wydziału Ochrony Środowiska - red.] i okazało się, że nie było na miejscu kompetentnej osoby, żeby to stwierdzić! Do tego trzeba ornitologa, a stwierdził to pracownik przycinający krzewy oraz jego kierownik, który również nie jest ornitologiem." - pisze w mediach społecznościowych Kasia, zainteresowana sprawą mieszkanka.
Będąc na miejscu, gdzie wycięto krzewy, ciężko jednak zgodzić się z wytłumaczeniem urzędu, że prace ogrodnicze zostały wykonane zgodnie ze sztuką ogrodniczą. Zamiast o przerzedzeniu i pielęgnacji trafniej jest powiedzieć o wykarczowaniu krzewów. Mieszkańcy zwracają uwagę także na pojęcie "walor estetyczny", którym posługuje się urząd dzielnicy, i twierdzą, że jest to pojęcie względne i subiektywne, dlatego na takiej podstawie nie powinno podejmować się decyzji, a na podstawie wymiernych wskaźników, takich jak walory przyrodnicze.
"Prawdą jest, że zanim rośliny wypuszczą nowe pędy, mogą wyglądać nieatrakcyjnie" - przekazuje Urząd Dzielnicy Wola
"Na takie działania nas po prostu nie stać"
Organizacje pozarządowe zwracają uwagę na to, jak cenne w ekosystemie miasta są skupiska krzewów, które pełnią funkcje klimatyczną (poprawa jakości powietrza), hydrologiczną (retencja wody) oraz biologiczną (miejsce życia organizmów żywych:
"Krzewy to ważny, lecz niedoceniany element krajobrazu. To one tłumią hałas, schładzają powietrzne. Są też schronieniem dla zwierząt. Zimują w nich jeże, są siedliskiem dla ptaków które tworzą tam miejsca lęgowe. To tam rodzą się ich młode pisklęta." - wyjaśnia Miasto Jest Nasze
"Miasto odporne na zmiany klimatu to miasto, w którym na takie działania nas po prostu nie stać." - konkludują społecznicy zgromadzeni wokół Stowarzyszenia Wola Mieszkańców
Napisz komentarz
Komentarze