Oto 20 pytań i 20 odpowiedzi ze spotkania otwartego z mieszkańcami Woli. Dyskusja toczyła się zarówno o sprawach typowo wolskich, jak i polityce ogólnowarszawskiej.
W zeszły czwartek prezydent Warszawy odwiedził Wolę w ramach swojej serii wizyt po warszawskich dzielnicach. Jednym z najważniejszych punktów wizyty było spotkanie z mieszkańcami i mieszkankami pod nazwą "Porozmawiajmy o Woli". Spotkanie miało charakter otwarty, a zadać pytanie mógł każdy. Chętni do zabrania głosu dostawali numerki, a seria pytań zaczęła się właściwie od pierwszej minuty spotkania. Była to jedna z niewielu w ostatnich latach szans, gdzie o lokalnej polityce można było porozmawiać face-to-face w sposób tak otwarty. Ostatnią taką szansą były warsztaty badawcze "Wola2025" w 2019 r., gdzie mieszkańcy wraz z urzędnikami siadali przy jednym stole i rozmawiali o problemach oraz pomysłach w niemal wszystkich dziedzinach rozwoju dzielnicy. Wydaje się jednak, że rządzący Wolą nie wykorzystali wtedy szansy tego wydarzenia do zbudowania pewnej ścieżki rozwoju wraz z mieszkańcami, gdyż po 9 miesiącach dostaliśmy jedynie raport z podsumowaniem projektu i listą zgłoszonych uwag. O co pytali mieszkańcy tym razem? Sprawdźcie!
- Mieszkam przy ul. Ludwiki 6, gdzie jest kompleks pięciu przedwojennych budynków, w których mieszkała m.in. Irena Sendlerowa. Czy miasto będzie przywiązywać większą uwagę w stosunku do starszych zaniedbanych podwórek? Od lat staramy się o remont podziurawionego asfaltu.
Rafał Trzaskowski: Miejsce to jest mi dobrze znane, gdyż przy ul. Ludwiki 5 mieszkała moja mama, warszawianka od pokoleń. Ogólnie rzecz biorąc, przyglądamy się w Warszawie bardzo różnym podwórkom – część z nich chcemy rozbetonować, część zrewitalizować – i robimy to. Jednak gdyby podsumować koszty odnowienia wszystkich kamienic i podwórek na samej Woli to szłyby one w setki milionów złotych. Gdybyśmy byli w stanie pozyskiwać zablokowane środki z Krajowego Planu Odbudowy to jakaś część z tych pieniędzy byłaby przeznaczone właśnie na modernizację budynków czy inwestycje w oszczędność energetyczną. Na Woli, dla ZGN-u na ten cel przeznaczyliśmy dodatkowe prawie 9 milionów złotych. Sukcesywnie staramy się inwestować, m.in. naprawiać drogi i właśnie odnawiać podwórka, ale koszt jest olbrzymi, więc musimy wyznaczać sobie priorytety. Te zabytkowe podwórka są dla nas niesłychanie istotne, ale niestety nie jest tak, że wszystkie ze zgłaszanych nam spraw jesteśmy w stanie załatwić od razu. Nie jesteśmy w stanie zrobić wszystkiego w pierwszej kolejności.
- W odległości 4 metrów od mojego okna toczy się budowa, a mieszkam w budynku w 1974 r., w pobliżu skryżowania al. Solidarności i Żelaznej. Przedtem rosły tam 22 piękne drzewa, a teraz zostały wycięte w pień. Jaką ma Pan receptę na postępującą patodeweloperkę?
- Patodeweloperka jest bardzo szerokim problemem, który na Woli rzeczywiście występuje. Tam, gdzie mamy największy problem staramy się interweniować. W tej chwili czekamy na rozstrzygnięcie kolegium odwoławczego w sprawie tzw. Hong Kongu na Odolanach, bo my się zdecydowanie sprzeciwiamy tego typu praktykom. Twardo stajemy na stanowisku, że standardy powinny być przestrzegane, a mamy w Warszawie bardzo konkretne. Są odpowiednie zapisy na poziomie ogólnym, w studium, a także w planach miejscowych, np. jeśli chodzi o dostępność światła czy odległości między budynkami. Ale również mamy obecnie przyjęte przez rząd prawo, które pozwala deweloperom iść na skróty. My z odpowiedzialnymi deweloperami staramy się rozmawiać i większość z nich podejmuje odpowiedzialne decyzje i stara się je konsultować razem z nami. Zezwolenia wydajemy tak, żeby nie dochodziło do jaskrawego naruszenia ważnych przepisów, ale nie zawsze się to udaje, i Pani przykład jest właśnie takim przykładem – zwłaszcza jeśli w ramach jednej spółdzielni mamy konflikt.
- Jestem aktywistką lokatorską i reprezentuję osoby mieszkające w różnych zasobach TBS. Jak się okazuje, nie ma żadnej transparentności i nikt z nami nie rozmawia, jeśli chodzi o informację, w jakim stopniu spłaciliśmy już swój kredyt. Mieliśmy zapewnienia, że w pewnym momencie przestaniemy spłacać kredyty, ale okazało się, że nie, ponieważ finansujemy powstające na nowo bloki, a także sponsoring, którym TBS-y się zajmują.
- Zaniepokoiła mnie pani przede wszystkim stwierdzeniem o braku transparentności, więc proszę o konkretny wniosek, o który na pewno zadbam. Jeśli chodzi o sponsoring, ja go dwa lata temu zakazałem, bo tego typu sygnały do mnie docierały. Natomiast odnośnie czynszów – jesteśmy dziś w piekielnie trudnej sytuacji. TBS-y brały kredyt, a dzisiaj mamy bardzo wysokie stawki, które są bez przerwy podnoszone przez rosnące stopy i inflację. Nie jesteśmy w stanie nie podnosić czynszów. Stawka trzydziestu kilku złotych, o której pani mówiła również mnie niepokoi, bo według mojego rozeznania te stawki są dużo niższe. Ale być może gdzieś się coś takiego zdarzyło, więc to dokładnie sprawdzimy. Ja wiem, że nawet najmniejsza podwyżka jeśli chodzi o TBS-y czy mieszkania komunalne może być bolesna, ale my te kredyty także musimy spłacać. Lecz absolutnie nie ma uzasadnienia dla braku transparentności - każdy powinien wiedzieć, jaką część spłacił i ile mu zostało. Sprawdzimy to.
- Od kilku lat na Obozowej walczymy o to, żeby nasze podwórko przestało być parkingiem. Poza wizytą zastępcy burmistrza i radnej oraz nagrania w mediach społecznościowych nie zadziało się nic. Mamy też w pobliżu ujęcie wody oligoceńskiej, w którym kiedyś pobieraliśmy wodę. Od paru lat stoi nieczynne - nie wiemy czy komuś to przeszkadzało, czy po prostu wyschło.
- Stan techniczny tego ujęcia nie pozwalał na jego dalszą eksploatację. W tej chwili prowadzimy rozmowy m.in. ze Spółdzielnią Koło, miejmy nadzieję, że one się szybko zakończą. Tak się składa, że na Kole znaczna część gruntów nie należy do Dzielnicy Wola, ale do wielu podmiotów, w tym spółdzielczych i wojskowych – także za ten konkretny obiekt trudno nam odpowiadać. Jeśli chodzi o parkowanie, sprawdzimy tę sprawę, prosimy o konkretny adres.
- Jak według Pana trzeba naprawić rozmontowany i zdegradowany system finansowania samorządów? Czy istnieje jakaś próba prac, burzy mózgów czy projektów które sprawiłyby, że po zmianie obecnych rządów pojawiłyby się bezpieczniki, które uniemożliwią demontaż czy odsuwanie samorządu na margines?
- Rządzący przez cały czas zabierają pieniądze samorządom. Możecie państwo mówić, że słyszycie tę tezę już po raz kolejny, natomiast prawda jest taka, że w ostatnich latach jest to prawie 8 mld złotych. Wyobraźmy sobie, ile z tych problemów, o których Państwo mówicie udałoby się rozwiązać, gdyby te 8 mld złotych zostało w miejskiej kasie. Notabene, wyobraźmy sobie też, ile spraw udałoby się załatwić, gdyby rządzący nie próbowali pójść na wojnę z nami praktycznie w każdej kwestii. Przykładowo – pytacie o ład przestrzenny. Kilka lat temu była przygotowana uchwała krajobrazowa, dotycząca ładu w przestrzeni publicznej. Wojewoda ją zablokował. Kolejne strefy parkowania również są blokowane. Plan, o który pan zapytał, został zablokowany przez wojewódzkiego konserwatora. Oczywiście, nie za każdym razem jest to polityka, ale w bardzo wielu kwestiach tą to przyczyny czysto polityczne. Dzielnica Wola ma 70% pokrycia planami miejscowymi. Od kiedy zostałem prezydentem przyspieszamy i robimy co możemy. Sami państwo wiecie, ile trwa uchwalanie planu. Mamy bardzo transparenty proces, jakim są konsultacje społeczne i nawet najmniejsza zmiana musi być skonsultowana. Wiele problemów wynika też z kwestii finansowych. Nikt rządzącym nie odmawia prawa do tego, żeby realizowali swój program. Jeśli chcą zmienić skalę podatkową – w porządku, niech to robią - ale dlaczego kosztem samorządów? Dochodzi do tego typu kuriozum, w którym Minister Edukacji wprowadza podwyżkę nauczycielom, za którą w 2/3 musi zapłacić samorząd. Krótko mówiąc naszymi rękami chce realizować swoje własne obietnice. Rządzący tworzą programy kompensacyjne. Mówią: no dobrze, jeśli coś wam zabraliśmy – oddamy. Problem polega na tym, że one są ustalane w sposób czysto polityczny – duże miasta dostają 50% tego, co utraciły - a Warszawa 30%. Tak to dzisiaj mniej więcej wygląda, jeśli chodzi o tzw. Polski Ład. Są miasta i miasteczka, w olbrzymiej większości, które straciły na tym Polskim Ładzi. W przypadku Warszawy jest to 8 mld złotych. Lecz są też takie miasta, które zyskały dziesięciokrotnie, bo akurat tam rządzi PiS. Ulubione miasto Pana Premiera – Chełm – dostał 10 razy więcej pieniędzy niż im zabrano. Chodzi nam o to, żeby mechanizm kompensacyjny był prosty i sprawiedliwy. Rozumiem, że jest pewien mechanizm solidarnościowy, że biedniejsze gminy mogłyby dostawać więcej pieniędzy, ale po to jest tzw. janosikowe, które płacimy. Nie uchylamy przed solidarnością jako taką. Za każdym razem zgłaszamy projekty, jako Unia Metropolii Polskich, Związek Miast Polskich oraz ruch samorządowy Tak dla Polski – mówimy też konkretnie, jak mogłyby wyglądać zapisy ustaw. Najprostszym sposobem jest podwyższenie udziału samorządów w PIT i mamy zapewnienie wszystkich partii opozycyjnych, że to będzie punktem prac i zobowiązaniem przyszłego rządu, jeśli opozycja wygra wybory.
- W 2019 roku wiceprezydent Robert Soszyński obiecał całoroczny bilet na komunikację miejską. Miał być on wprowadzony w 2020 roku, jednak nie zostało to spełnione. Kiedy zostanie wprowadzony?
- Jako miasto przymierzaliśmy się do całorocznego biletu. Komunikacja w Warszawie jest jedną z najtańszych w Europie, jeżeli chodzi o ten standard. Dwa dni temu miałem spotkanie z amerykańskimi licealistami, którzy przyjechali do Polski mniejszych amerykańskich miast. Jak zapytałem, co im się najbardziej podoba w Warszawie, cała piątka odpowiedziała, że komunikacja miejska. Mówili, że są wreszcie wolni i nie muszą nikogo prosić, żeby ich gdzieś podwiózł, komunikacja miejską są w stanie wszędzie dojechać. Komunikacja miejska kosztuje miasto w skali roku ponad 3 mln złotych i tylko 1 mld do tej pory pochodził z biletów, czyli 2/3 kosztów bierze na siebie miasto z podatków warszawiaków. Natomiast w 2020 roku, podczas pandemii mieliśmy tylko zwrotu 300 mln, więc pojawił się problem. Mieliśmy przygotowaną nową taryfę z niewielką podwyżką, ale która też uwzględniała wiele sugestii, w tym, że bilety 20 minutowe są za krótkie, że może powinny być bilety dystansowe. Myśmy taki pakiet zmian przygotowali, ale nagle okazało się, że warszawski budżet stanął na głowie, co jest oczywiście przygniatające dla Warszawy. To znaczyło, że zaczynamy dotować nie 2/3 komunikacji, a 90%. Dziś, powoli się od odbijamy i dochodzimy stanu sprzed pandemicznego, ale nadal to nie jest to ta kwota, która była przed pandemią. Do tego razem z radnymi podjęliśmy decyzję, żeby nie podwyższać w tej chwili cen biletów komunikacji. Podsumowując, jak wrócimy do równowagi, to wtedy też na pewno powrócimy do tej idei biletu rocznego. Ale jak wszyscy wiemy, jeśli porównamy ceny biletu miesięcznego czy trzymiesięcznego do tego, co Warszawa oferuje to ten standard jest bardzo wysoki i te bilety w porównaniu do innych miast są tanie.
- Pytanie odnosi się do wizyty w Warszawie mera Chmielnickiego. Czy Pan również uważa Banderę i Szuchiewicza za bohaterów, którym przecież mer Chmielnickiego stawia pomniki i tablice upamiętniające?
- Pyta mnie pan o pomoc Ukrainie. Nie znajdzie Pan poważnego polskiego polityka, który uznaje Banderę za bohatera. Chyba wszyscy w tej sprawie mamy odmienne zdanie. Ale jeśli uważa Pan, że w związku z tym w tak piekielnie trudnej sytuacji, kiedy Ukraińcy walczą za naszą wolność i przelewają krew powinniśmy się od nich odwrócić i im nie pomagać tylko dlatego, że być może się różnimy poglądami to ja się z Panem fundamentalnie nie zgadzam. Jeżeli uważa pan, że to, że ktoś ma inne poglądy polityczne oznacza, że nie mogę z nim rozmawiać w momencie, kiedy ludzie z tego miasta giną na froncie, to znowu się z Panem fundamentalnie nie zgadzam. Ta pomoc, którą będziemy w stanie oferować Chmielnickiemu nie jest olbrzymia, bo my już pomagamy miastom partnerskim: Kijowowi, Charkowowi i również Lwowowi. Ewentualnie możemy pomóc jakimś taborem, który i tak będziemy wycofywać lub generatorami prądu dla ludzi, którzy są w tej chwili na wojnie i walczą, jak jestem przekonany, za naszą wolność i za stabilność Europy. I absurdem dla mnie jest utożsamianie tego, że jeżeli komuś pomagamy, to zgadzamy się z jego poglądami.
- Kiedyś słyszeliśmy, że strefa płatnego parkowania będzie rozszerzona na Osiedle Koło. Są sygnały od mieszkańców, że jest problem z parkowaniem – na Kole znajduje się wiele urzędów, są parki, lasek, gdzie ludzie dojeżdżają wszędzie samochodami. Kiedy zostanie wprowadzona tutaj strefa płatnego parkowania?
- Strefę Płatnego Parkowania Niestrzeżonego sukcesywnie wprowadzamy. Cieszy mnie ten głos, bo ostatnio bardzo głośne są głosy sprzeciwu przeciwko strefie płatnego parkowania. Natomiast olbrzymia większość mieszkańców, z którymi rozmawiam zwłaszcza w takich miejscach, tej strefy chce. ZDM to dokładnie analizuje i powoli tę strefę rozszerzamy, tylko oczywiście nie dzieje się to z dnia na dzień. W tej chwili jak pewnie państwo słyszeliście, strefę wprowadzamy na Saskiej Kępie i sukcesywnie strefa trafi także tutaj. Oczywiście wcześniej będą na ten temat konsultacje.
Powiem jeszcze o Strefie Czystego Transportu, bo ten temat jest również interesujący. Często się mówi w debacie, że my jako miasto mamy plany najbardziej progresywne. Natomiast ostatnio pojawiły się zalecenia PiS, jeśli chodzi o wykorzystywanie unijnych pieniędzy, i tam jest wpisane, że na pieniądze unijne liczyć mogą te miasta, które będą wprowadzać SCT i wprowadzać lub rozszerzać strefę płatnego parkowania. Okazuje się zatem, że jest to już pewien standard. Natomiast zawsze te wszystkie nasze plany konsultujemy i również wsłuchujemy się w głos mieszkańców.
- Odolany mają duży problem jeśli chodzi o rekrutację do przedszkoli i zerówek i klas pierwszych. Mam córkę, która jest sześciolatkiem i powinna rozpocząć edukację w zerówce, natomiast do placówki do której się rekrutowaliśmy dostały się pięciolatki. Czy jest szansa, aby ramach regulacji samorządowych w procesie rekrutacyjnym szkoły lub przedszkola miały szansę wymagać od rodziców dzieci, które idą rok wcześniej dokumentu z poradni psychologiczno-pedagogicznej odnośnie ich szkolnej gotowości? Bowiem niejednokrotnie zdarza się, że dzieci nie są jeszcze gotowe i muszą jeszcze raz powtórzyć rok.
- Akurat jeśli chodzi o przedszkola i zerówki, one nie są rejonowe. Natomiast na Odolanach jest problem z oświatą. Wybudowaliśmy ostatnio jedną szkołę i myśleliśmy, że będzie się zapełniać przez trzy, cztery lata, a ona się zapełniła właściwie natychmiast. W związku z tym przez cały czas prowadzimy dialog z deweloperami, żeby skłonić ich do tego, aby inwestowali w miejscach, w których zabudowywują tak szybko Warszawę. Przede wszystkim, żeby inwestowali w edukację i komunikację i pomagali nam remontować i budować ulice w miejscach, gdzie tej infrastruktury nie ma. Żeby skutecznie móc rozwiązać problem placówek edukacyjnych, deweloperzy krótko mówiąc muszą wziąć na siebie część kosztów. Niestety, duża część gruntów, gdzie potencjalnie mogłaby się pojawić szkoła do nas nie należy. Tak więc jesteśmy stale w rozmowach ze skarbem państwa. Jeżeli chodzi o zaświadczenie, o którym Pan wspomniał, są tu ze mną spece od zadań edukacji, więc będziemy na pewno na ten temat rozmawiali.
-Chciałbym zapytać o wolskie ostańce. Jest to zespół kamienic na terenie dawnego małego getta, które są w większości wykwaterowane i są pod zarządem ZGN Wola, do wielu nie ma roszczeń. Czy Warszawa planuje projekt rewitalizacji wolskich ostańców? Jest to zadanie, którego Wola sama nie udźwignie, a jest to dziedzictwo całej Warszawy, a nawet europejskie.
- Jeśli chodzi o wolskie ostańce i ulicę Waliców, są tam wciąż wygaszane roszczenia, w związku z tym to nie jest tak, że sprawa prawna jest absolutnie jasna. W momencie, w którym zostaną one wygaszone, sprawa będzie wyjaśniona. Notabene Fundacja Auschwitz się ubiega o niektóre z tych kamienic i my skłaniamy się ku temu, żeby się z nią porozumieć, też dlatego, że będzie łatwiej pozyskać pieniądze na ich rewitalizację. Tak jak państwu mówiłem, gdybyśmy chcieli rewitalizować te wszystkie starsze kamienice na Woli i w Śródmieściu, to są to koszty które idą w setki milionów złotych, o ile nawet nie w miliardy. W związku z powyższym Warszawy po prostu nie stać na to, żeby tego typu koszty udźwignąć. Ale podzielam pana zdanie, że to jest ważne miejsce. Jak tylko te roszczenia zostaną zniesione to na pewno będziemy analizować, co dalej z tym zrobić. Mam nadzieję, że właśnie poprzez współpracę z innymi podmiotami będziemy mogli po prostu w tej sprawie przyspieszyć.
- Mieszkam w pobliżu ul. Twardej i Żelaznej i skupiają się tu jak w soczewce problemy całego miasta: patodeweloperka, brak zieleni, rozjechane przez samochody podwórka oraz niszczejące kamienice. Dlaczego uchwalanie planów miejscowych, szczególnie w rejonie ul. Twardej trwa tak długo – w czasie, kiedy na WZ-kach powstają kolejne patodeweloperskie inwestycje? Po drugie, dlaczego pański projekt Nowego Centrum Warszawy kończy się na al. Jana Pawła II i nie sięga dalej?
Jeżeli chodzi o deweloperkę, żadna skrajność nie jest dobra. Jako miasto rozmawiamy z deweloperami i mówimy, żeby przestrzegali tych zasad, które miasto wprowadza. I oni często są skłonni z nami rozmawiać i negocjować - nie wprowadzają rozwiązań skrajnych, dorzucają się do infrastruktury drogowej, jak i budują szkoły. Niestety są też tacy, bo na Woli mamy bardzo poważny problem, którzy po prostu jadą po bandzie. I my nie udzielamy im zezwoleń, często wręcz skarżymy to - sprawy są właśnie albo w kolegium odwoławczym albo w innych miejscach trafiają do sądu. Nie ma naszej zgody na to, żeby w takim substandardzie budować. Jak pan pamięta, wprowadzone przez rząd Lex deweloper wprowadził możliwość jechania po bandzie. Żeby było jasne, wielu bardzo wielu deweloperów wcale nie chce jechać po bandzie i oni są w kontakcie z nami, przez co udaje nam się w bardzo wielu miejscach dojść do porozumienia. Czasami nawet czasami lex deweloper daje odrobinę elastyczności. Ale jeśli ktoś jest bezczelny i nie zważa na standardy to niestety ten instrument też mu na to pozwolił.
I znowu wracam do planu zagospodarowania, którego tam nie ma. Wracam do problemów z parkowaniem. My zbudujemy tam rondo, żeby przynajmniej tyle można było zmienić, choć to są spore koszty. Natomiast koszt przebudowania całej ulicy w tej chwili byłby dla miasta bardzo trudny do udźwignięcia. Natomiast analizujemy sytuację i dokładnie jej się przyglądamy. Również właściwie każdy z tych problemów, o którym pan mówi tzn. i odbetonowywanie podwórek i kwestie tego, żeby ich nie zajeżdżać samochodami próbujemy rozwiązywać w różny sposób. Zna pan moją tezę dot. tego, że do centrum miasta samochody powinny wjeżdżać tylko wtedy, gdy tego najbardziej potrzebują, dlatego też wprowadzamy płatne parkowanie i strefę czystego transportu SCT, która nie obejmuje tylko i wyłącznie śródmieścia.
Myśmy zdecydowali, że jeśli chodzi o Nowe Centrum Warszawy to najpierw próbujemy ucywilizować ścisłe centrum, żeby odżyły takie ulice jak Marszałkowska czy Aleje Jerozolimskie, żeby pozszywać te centra aktywności, które tam dzisiaj funkcjonują. Mam nadzieję, że gdy się z tym uporamy pójdziemy dalej, bo chcemy żeby każda dzielnica miała takie centra. Idea miasta 15-minutowego ma prowadzić właśnie do ożywania ulic, które są ważne dla każdej dzielnicy i ich okolic, nie tylko w ścisłym centrum miasta. Oczywiście znowu, są zwolennicy tego typu rozwiązań, ale są też bardzo zagorzali przeciwnicy tego typu rozwiązań, stąd konsultacje i tak dużo emocji. Jak już mówiłem wiele z naszych planów jest z czysto z politycznych względów kwestionowana, wetowana i opóźniana. Niestety w związku z tym to wymaga dosyć sporo cierpliwości, ale ja jestem absolutnie zdeterminowany, żeby iść tą drogą, ponieważ jestem przekonany, że tak powinno wyglądać nowoczesne miasto – innej drogi nie ma.
- Powiedział Pan, że Warszawa chce walczyć o czyste powietrze. Czy w związku z tym Pańska administracja planuje walczyć z samochodozą? Przede wszystkim poprzez zmianę miejskich autostrad, takich jak Marszałkowska, Aleje Jerozolimskie czy al. Solidarności, bo skoro mniej samochodów będzie wjeżdżać do centrum to czy będzie można zwęzić te ulice, takie jak Marszałkowska, żebyśmy mieli w centrum więcej drzew, szerszy chodnik, szersze ścieżki rowerowe itd.?
- Ja nie lubię używać sformułowań typu samochodoza z jednego fundamentalnego powodu. Jedynym epitetem, z którym się zgadzam to jest szyldoza, bo ona nas naprawdę zabija, więc ubolewam nad tym, że uchwała krajobrazowa dalej nie jest wprowadzona w życie przez opór polityczny rządzących. Natomiast ja z nikim i z niczym nie chcę walczyć. Ja chcę podejmować decyzje, które są po prostu racjonalne. Jeżeli samochodem się przewiezie 5 osób, a autobusem - 100 osób, a tramwajem – 200 osób, a metrem nawet 1000 osób, to dany szlak komunikacyjny, jeżeli chcemy go jak najbardziej racjonalnie wykorzystać, zwłaszcza w miejscach, w których tworzą się korki, powinien mieć główny priorytet dla komunikacji publicznej. Dyktuje to zdrowy rozsądek, bo jest ona najbardziej efektywna oraz zeroemisyjna oraz niskoemisyjna. Jesteśmy bowiem absolutnym liderem w Polsce, jednym z liderów Europy jeśli chodzi o niskoemisyjny tabor – właśnie po to, żeby wprowadzać tego typu zmiany. Ale nie jest to postępowanie przeciwko komuś. Mi tylko zależy na tym, żeby jak w każdym nowoczesnym mieście centrum nie było przelotówką, którą każdy może pędzić z dowolną prędkością. Od tego są obwodnice, które przez cały czas są sukcesywnie budowane. Ja nie mówię, że centrum ma być całkowicie wolne od samochodów, bo czasami po prostu ktoś musi do samochodu wjechać. Jeżeli wprowadzamy sensowną politykę, to wjeżdża do centrum samochodem ten, kto musi w danym momencie i tego typu politykę chcemy prowadzić. Do tego dochodzi kwestia odżywania przestrzeni publicznych. Dzisiaj, dopiero po latach ustalenia własności jesteśmy w stanie ucywilizować otoczenie Pałacu Kultury. Przyznacie państwo, że w samym centrum Warszawy mamy wyspy aktywności, takie jak Plac Zbawiciela czy Poznańską, które żyją cały czas i funkcjonują z korzyścią dla całego miasta, a mamy miejsca, które po prostu są całkowicie martwe, i dlatego chcemy je zmieniać. Zobaczcie sobie państwo zdjęcia Marszałkowskiej sprzed wojny – to była tętniąca życiem ulica, zielona ze sklepami i dobrą przestrzenią publiczną, a ona dzisiaj jest w pewnym sensie martwa. I dlatego trzeba ją ożywić. Jeżeli poszerzamy chodniki, pozwalamy na aktywność, prowadzimy sensowną politykę czynszową, żeby nie były to jedynie sieciówki i banki, to taka przestrzeń publiczna zaczyna odżywać. Ale też jednym z celów absolutnie fundamentalnych jest czyste powietrze i stąd strefa czystego transportu. Jestem absolutnie zdeterminowany, żeby ją wprowadzić, bo uważam, że musimy ratować życie ludzkie. Tego wymaga również zwykłe racjonalne działanie i wizja nowoczesnego miasta. To są także zalecenia Unii Europejskiej i nawet tego rządu PiS, z którym się w większości spraw nie zgadzamy. Nawet on stosuje tego typu rozwiązania, mimo, że w TVP Info lubi je krytykować, nie zdając sobie sprawy z tego, że rząd we własnych dokumentach strategicznych ma to zapisane.
- Chciałabym zapytać, w jaki sposób miasto zamierza egzekwować wjazd do centrum objętego strefą czystego transportu, ponieważ znalazł się tam zapis, że można sporadycznie, czyli 4 razy do roku użyć starego auta. W jaki sposób będziemy to kontrolować i czy nie będzie takiej sytuacji, że łapiąc kierowcę, powie on, że to jest przypadkiem akurat dzisiaj. Jaki jest na to pomysł?
Jeżeli chodzi o wjazd do samej strefy, nic nie zostało jeszcze zadecydowane. Ja do co SCT mam jeden poważny problem. Mianowicie trafia do mnie ten argument, co z samymi mieszkańcami strefy. Co mają zrobić starsi mieszkańcy, którzy po prostu mają stary samochód. Kraków, mimo, że był bardzo ambitny, postanowił wyłączyć samych mieszkańców, albo przynajmniej na razie, a można też opóźnić wprowadzanie strefy dla ich samych. Bo to rzeczywiście prowadzi do pewnego wykluczenia i dlatego o tym cały czas dyskutujemy. Ja nie jestem dogmatyczny, ja chcę tylko doprowadzić do pewnego celu i notabene rozpisaliśmy tę strefę na wiele lat, po to, żeby ludzie się mogli przystosować. I też pewnie moim ulubionym rozwiązaniem byłoby, żeby stało się to szybciej, no ale musimy wprowadzić tę strefę razem z mieszkańcami, a nie tak, żeby mieli poczucie ograniczania ich wolności. Także zastanawiamy się jeszcze nad rozwiązaniem dla samych mieszkańców.
Jeśli ktoś natomiast mi mówi, że ja tam nie mieszkam, ale ja mam prawo tym starym samochodem tam wjechać, to ja się nie zgadzam. Dlaczego przepraszam bardzo? Jeżeli ktoś musi wjechać starym samochodem do centrum to może go zostawić i przesiąść się na komunikację miejską. Natomiast jeżeli mieszkaniec mi mówi, że ma problem, to trzeba się w to wsłuchać i nad tym właśnie pracujemy. I ten pomysł ewentualnych wyłączeń polegałby na tym, że jeżeli obejmujemy tych mieszkańców strefą, to przecież mieszkaniec może mieć sytuację wyjątkową, bo musi dojechać do szpitala. Stąd testowaliśmy możliwość tych 4 wjazdów rocznie. Natomiast jeśli wyłączymy z zakazu mieszkańców strefy to oczywiście z tej możliwości zrezygnujemy, bo ona nie będzie miała sensu. Po to właśnie trwają konsultacje, żeby wsłuchać się i rozważyć sensowne argumenty. Ważne jest jedno: Europa takie przepisy wprowadza, rząd polski nawet jeżeli je choć trochę kontestuje to i tak nie jest w stanie niczego wynegocjować w Unii Europejskiej. I uwaga: Unia chce zakazać rejestracji samochodów benzynowych po 2035 roku, ale nowych. Nie znaczy, że te, które dzisiaj jeżdzą będą zakazane, tylko żeby nie produkować po prostu więcej tych samochodów. Czy to jest rozwiązanie, które powinno wejść już w 2035 roku? Można o tym dyskutować. Można się zastanawiać czy dla niektórych krajów nie powinno być okresu przejściowego, bo np. większość przemysłu słowackiego jest oparta tylko i wyłącznie na tym przemyśle. Ale to i tak się stanie. Problem polega na tym, żeby przez to nie stracić miejsc pracy, żeby wszyscy się do tego dobrze i wcześniej przygotowali.
Żeby było jasne, tych starych samochodów się już nie opłaca kupować, bo one po prostu dla nas trujące. I nie mówimy o samochodach kilkuletnich, lecz mówimy o samochodach kilkunastu, prawie dwudziestoletnich, bo te są tak naprawdę trujące. Te, które mają kilkanaście lat: dziesięć, jedenaście, dwanaście, trzynaście dla diesla, a benzynowce nawet 14-letnie spełniają większość tych zasad, więc to chyba nie jest jakieś nieprawdopodobne wyrzeczenie, że jeśli mamy kupić samochód stary, bo nie stać nas na nowy, a wielu nas nie stać na nowy samochód, to żeby kupować samochód dziesięcio, ale nie dwudziesto-pięcio letni. Wydaje mi się, że jesteśmy w stanie dojść do rozsądnych rozwiązań, które odpowiedzą na większość tych wyzwań. Z respektowaniem zakazu nie ma żadnego problemu - czytamy rejestracje i wiemy jaki samochód jest zarejestrowany i wiemy w jakim roku został wyprodukowany. W tej ustawie jest też kwestia nalepek, tak jak z parkowaniem. Jeżeli ktoś wjedzie, złamie obowiązujące zakazy to przy elektronicznym odczycie natychmiast będzie łapany.
- Wspomniał Pan, że zazielenianie podwórek będzie kosztowało miliony. Chciałabym w takim razie poznać powód, dlaczego jest podjęta decyzja o postawieniu Hali dla Legii na Skrze. Skoro te drzewa już tam są, to dlaczego trzeba je wyciąć i zabetonować. Dlaczego nie moglibyśmy zostawić tej starej zieleni, skoro ona już tam jest? Powiedział też pan o tym, że wszystkie takie projekty są konsultowane i użył pan stwierdzenia „racjonalnie ważone”. Według mojej wiedzy, jeśli chodzi o budynek hali, nie było konsultacji.
- W sprawie Skry, znowu chodzi o jakąś równowagę. Nie akceptuje tego typu sposobu myślenia, że jeśli skoro chcemy więcej zieleni, to po co nam hala sportowa. Zaraz okaże się, że nigdzie nie wybudujemy hali, bo nigdzie nie ma miejsca, w którym nie naruszony by został jakiś interes: hałasu, wycieczek czy drzew itd. Po to zostały ustalone plany zagospodarowania i konsultowane w nieskończoność, żeby były respektowane, wiec nic się nie stanie na Skrze, co nie jest zgodne z planem zagospodarowania, a tam są zapisane funkcje sportowe. Każdy warszawiak wie, że tam była Skra i tam była funkcja sportowa. Jeżeli ktoś mówi, ja tam się wprowadziłem, ja nie chcę hałasu i nie pasuje mi, ze tam będą rozgrywane jakiekolwiek wydarzenia sportowe – to przepraszam bardzo. Jeśli ktoś mieszka koło stadionu, który od dziesiątek lat ma taką funkcję, trudno żeby miał pretensje o to, że tam się będą odbywały wydarzenia sportowe, tylko dlatego że od dwudziestu lat to miejsce niszczało i było rozgrabiane. Ale jeśli ktoś mi powie: Pan jako prezydent powinien zrobić wszystko, żeby zminimalizować ewentualne straty jeśli chodzi o zieleń, zminimalizować hałas – jasne, oczywiście, rozmawiajmy o tym. Zresztą, to nie ma być hala dla Legii, tylko dla koszykarzy i siatkarzy. I oczywiście, dopiero zaczynamy na ten temat rozmawiać. Cały plan polega na tym, żeby otworzyć to miejsce na Pola Mokotowskie, żeby zieleni było per saldo znacznie więcej, i żeby to miejsce po prostu odżyło. Jeśli ktoś tam był w tej okolicy 3 lata temu, zanim odzyskaliśmy ten teren, to po prostu wołało pomstę do nieba. To był jeden wielki śmietnik. Myśmy to wreszcie uporządkowali, ten teren powoli zaczyna odżywać. Nie stać nas na to, żeby w tej chwili przeznaczyć 0,5 mln zł na odnowę stadionu, ale szukamy finansowania. Nawet pan premier, który zabrał nam 8 mld mówi, ze być może część pieniędzy nam zwróci właśnie na tę inwestycję. Nie ma w Warszawie takiej hali i musimy ją wybudować, i to nie tylko jedną. Po to, żeby funkcje stołecznego miasta mogły być wypełniane. Oczywiście zależy nam na tym, żeby to było miejsce jak najbardziej zielone z otwarciem na Pola Mokotowskie. I jak przy każdej inwestycji będziemy to konsultować i o tym rozmawiać. Być może trzeba będzie uporządkować ten teren, być może wyciąć parę drzew z ciężkim sercem, ale na pewno kompensacja, jeśli chodzi o zieleń będzie wielokrotnie przewyższać to, co tam ewentualnie zrobimy. Jesteśmy na początkowym etapie i jak mówię, wszystko wynika z planu. To nie jest tak, że my nagle ten plan zmieniliśmy i tam, gdzie miał być las, chcemy wybudować halę sportową. Natomiast zgadzam się jeżeli ktoś mówi – będziemy patrzeć na ręce, będziemy konsultować by zieleń ta konkretna ucierpiała jak najmniej, żeby hałasu było mniej, żeby nam nie rozjechali Ochoty, ci którzy będą przyjeżdżali na koncerty. Tam ma też być parking podziemny, zresztą wszystkich zawsze będziemy zachęcali, żeby przyjeżdżali komunikacją miejską.
- Przez budowę metra remont ul. Obozowej został odłożony, ponieważ ul. Obozowa miała być objazdem miejsc budowy linii metra. Ale budowa już się dawno skończyła, a ostatnie doniesienia prasowe na temat ewentualnego remontu Obozowej są to przewidywania na 2029 rok, co przy wcześniejszych obietnicach remontu jeszcze wiele lat temu przed budową linii metra, wydaje się być fatalna. Ul. Obozowa jest ulicą, gdzie jeszcze do tej pory wysiadamy z tramwajów na ulice, gdzie są niebezpieczne miejsca dla pieszych, gdzie kierowcy rozpędzają się do dużych prędkości i nie ma w ogóle infrastruktury rowerowej, stąd moje pytanie.
Jeżeli chodzi o Obozową, teraz tylko czekamy. Ciągu najbliższych tygodni powinna się wydarzyć wymiana trakcji, podkładów przez Trawmwaje Warszawskie. Tramwaje obiecują, że będą inwestować w to miejsce. W tej chwili trwają też prace planistyczne nad ul. Obozową, bo znowu jest pytanie o to, jak głęboko i jakim kosztem, ale ten remont się niedługo zacznie.
- Chciałabym zapytać o przejścia dla pieszych przy dawnym PDT. Mieszkańcy Młynowa już od 5-6 lat Młynowa domagają się zasypania tego przejścia, a radni piszą interpelacje. Odpowiedź od ZDM-u była taka, że czekamy najpierw na wybudowanie metra, teraz czekamy na dewelopera itd. I teraz dlaczego nie wyznaczyć przejścia naziemnego ze środków miasta? Z tego przejścia mogłyby korzystać osoby, które mają trudności w poruszaniu się, osoby na wózkach – przystanki te są absolutnie niedostępne dla osób niepełnosprawnych.
- W sprawie PDT-u i przejścia – rzeczywiście trwają negocjacje ze firmą Skanska, żeby ona to zrobiła i zasypała to przejście. Natomiast to nie jest takie proste, że wszędzie wyznaczymy przejścia i koniec. Przecież na zdrowy rozum – ile może kosztować wytyczenia przejścia. Tylko, jeżeli byśmy je wyznaczyli to zaraz okaże się, że nie będzie skrętu do zajezdni tramwajowej i że trzeba przebudować kawał ulicy za bardzo poważne pieniądze, a tego typu inwestycje w centrum miasta są bardzo kosztowne. W związku z tym, tam gdzie możemy, to oczywiście tego typu rozwiązania wprowadzamy. Widzieliście państwo ile trwało wprowadzenie pasów w ścisłym centrum, bo to nie jest takie proste jak się to wszystkim wydaje. Ja jestem zwolennikiem tego typu rozwiązań, ale my najpierw przeprowadzamy sensowne analizy, żeby to nie spowolniło w sposób znaczący ruchu, żeby to miało sens. Bardzo często okazuje się, ze trzeba przebudować duży fragment ulicy, gdzieś zrobić rondo, gdzieś zadbać o to, żeby był skręt.
- Chciałbym zapytać o politykę kulturalną Warszawy. Na Woli i w całej Warszawie odbywa się wiele różnych wydarzeń kulturalnych i jest dużo miejsc, które stoją kulturą. Na Woli mamy klub Progresja, jest remontowany amfiteatr w Parku Sowińskiego. Zdarzają się niestety przypadki, że miejsca, które są absolutnie ważne dla mieszkańców i kultowe znikają, jak w przypadku Prochowni na Żoliborzu, czy klub Pogłos na Burakowskiej. Co Pan jako prezydent może zrobić, żeby w przyszłości do takich sytuacji nie dochodziło?
- Problem jest zasadniczy: nie pozwalają na to przepisy, ale również zdrowy rozsądek. Nie można założyć, że ktoś w jakimś miejscu jest i je tworzy w nieskończoność. Nie jesteśmy w stanie po prostu takich przepisów przyjąć. W związku z tym, co jakiś czas musi dochodzić do konkursu. Uczony doświadczeniem Prochowni, ale też innych miejsc w Warszawie doprowadziłem do tego, że przepisy się właśnie zmieniają, że będzie można na dłużej podpisywać tego typu umowę, dlatego, żeby się to opłacało. Jest też tak, że w wielu niesłychanych atrakcyjnych jak np. Prochownia robi się fajne miejsca, na których notabene zarabia się też niezłe pieniądze. W związku z tym jest bardzo wiele innych podmiotów, które byłyby zainteresowane prowadzeniem w takim miejscu działalności. Wtedy mogliby powiedzieć: to jest super miejsce, ale jest zabetonowane na zawsze. I to jest problem, bo na końcu jest to zawsze decyzja uznaniowa i może być tak, że np. nam się podoba to miejsce, a może być tak, że nam się to miejsce nie podoba. A propos Prochowni to nie jest tak, że absolutnie wszyscy byli zachwyceni z tego, jak ona funkcjonuje, bo okolicznym mieszkańcom często się to nie podobało. W związku z tym nie zawsze łatwo jest tego typu problemy rozstrzygać. Akurat jeśli chodzi o Klub Pogłos, o którym Pan mówi, plan zagospodarowania nie przewidywał tam tego funkcji kulturalnej, lecz edukacyjne. I znowu, jeśli chcemy porządek, to jeśli jest plan, to powinniśmy go zastosować. My się staramy interweniować, na tyle ile jest to możliwe, ale nie zawsze można spod małego palca takie decyzje podejmować. Staramy się, żeby dominował zdrowy rozsądek i tego typu miejsca ratować, ale to nie jest tak, że my jesteśmy w stanie zapisać na stałe na zawsze, że jakieś miejsce będzie dobrze funkcjonowało, bo konkurencja jest czymś zdrowym. I bywa tak, że jakieś miejsce popularne przestaje funkcjonować i na jego miejsce powstaje miejsce, które jest jeszcze fajniejsze. Niestety czasami bywa tak, że nie powstaje nic. Staramy się tak postępować, żeby nie dochodziło do takich sytuacji, że fajne miejsca znikają z mapy Warszawy, ale z planem zagospodarowania trudno jest dyskutować. Znowu – każda zmiana w planie wymaga długich konsultacji, znają państwo cały ten proces.
Dodatkowo, mamy na Woli miejsce na dom kultury, ale znowu jest problem finansowy. To są inwestycje, które idą w dziesiątki milionów złotych. Dzisiaj te koszty są naprawdę zaporowe. Trzeba pamiętać, że mamy swoje zobowiązania w tych dzielnicach, w których w ogóle nie ma centrów kultury i gdzie kulturalnie się dzieje znacznie mniej niż na Woli. Te racje znowu musimy ważyć. Ale plan jest, miejsce jest. Jak tylko będą środki, będziemy te plany realizować.
- Chciałbym się zapytać co będzie z Halą Koszykarską dla Polonii Warszawa, która jest wpisana w rozbudowę stadionu. Tylko ta hala ma nie być przeznaczona do grania w najwyższej lidze. Koszykarze Polonii Warszawa obecnie grają w pierwszej lidze, ale idzie im coraz lepiej i tutaj obecnie rozgrywają swoje mecze. Chciałbym się dowiedzieć czy ta hala zostanie wyposażona w tyle miejsc, żeby mogła spełniać standardy najwyższej ligi.
- Jeśli chodzi o Polonię, ja pamiętam problem ze stadionem głównym w sprawie odpowiedniej liczby miejsc. My w tej chwili kończymy prace w postępowaniu partnerstwa publiczno-prywatnego i robimy wszystko, by koszykarze mieli na tyle dużą halę, żeby móc grać w najwyższych rozgrywkach. Zresztą jako chłopak tam zawsze chodziłem, żeby oglądać mecze Polonii, bo mieszkałem za miedzą.
- W Warszawie mamy bardzo dobrze rozwiniętą komunikację miejską i Pan sugerował, że jest to jeden z bardziej racjonalnych wyborów, jeśli chodzi o transport miejski. Jakim środkiem transportu pan dziś przyjechał i dlaczego?
- Na czym polega racjonalność? Racjonalność polega na tym, że jest taki dzień, albo niektórzy mają taką pracę, że muszą danego dnia być w kilkunastu miejscach dokładnie na czas. I w tym momencie rzeczywiście, jeśli muszą jechać samochodem, muszą jechać samochodem. Ja to rozumiem. Są też ludzie, którzy muszą dojechać z miejsca, gdzie nie ma komunikacji miejskiej i muszą dojechać samochodem, ja to też rozumiem. Są też sytuacje takie, że nie ma innego wyjścia. Natomiast jeżeli za każdym razem, widzę, że ktoś ma metro na całej swojej trasie, a za każdym razem jedzie sam i za każdym razem musi jechać samochodem, nie do końca to rozumiem. Ja na Wolę rano przyjechałem tramwajem, a tutaj na spotkanie przyjechałem samochodem. Z prostej przyczyny, na Wolę jechałem rano – i nie było powodu dla którego miałbym nie wsiąść do komunikacji miejskiej, a potem musiałem objechać 18 miejsc w bardzo krótkim czasie. I tak, wtedy wsiadłem do samochodu.
Dokładnie tak samo postępuje na co dzień. Jak jeżdżę po Ursynowie – to jeżdżę na rowerze lub piechotą, bo po co mam używać samochodu. Jak jadę na tym samym Ursynowie po duże zakupy to jadę samochodem. Jak robię małe zakupy, jadę na rowerze, mam sakwę, jadę na bazarek i wypełniam. Jak jest ciężka zima, to wtedy czasem na rower nie wsiadam. Jak w weekendy, jeżdżę metrem, w momencie, kiedy jadę prywatnie. Natomiast tak, oczywiście używam samochodu wtedy, kiedy jest to konieczne, i dokładnie o to chodzi. Na pewno gdybym nie był prezydentem miasta, z tego samochodu bym korzystał jeszcze mniej, bo wtedy nie byłoby takiej potrzeby, żebym był w kilkunastu miejscach w jednym momencie. I zdarza mi się też do pracy jechać metrem wtedy, kiedy wiem, że tego dnia nie będę musiał biegać po całym mieście, tylko spędzam dzień w pracy. A czasami siedzę w pracy cały dzień, a jadę samochodem, bo na przykład muszę od 7 rano od razu pracować na papierach, które mogę porozkładać po całym samochodzie. I na tym to polega, na racjonalnym podejściu. Ja nikomu nie zakazuję wsiadać do samochodu. Mało wśród nas wśród nas jest ludzi, którzy tylko jeżdżą samochodem i nigdy nie przeszli 100 m na piechotę. Tylko większość z nas korzysta i z komunikacji miejskiej, i z samochodu, i czasami chodzi pieszo, część jeździ na rowerach. Dokładnie o to chodzi, żeby za każdym razem nie wybierać samochodu, kiedy można wybrać komunikacje miejską, która jest na tym odcinku dosłownie idealna. A są takie miejsca, gdzie ona idealna jeszcze nie jest i wtedy trzeba samochód. Jeżeli wszyscy będziemy racjonalnie postępować, to ten który musi wjechać samochodem - wjedzie i ten, który musi kawałek pojechać samochodem, żeby się przesiąść na komunikację miejską – to będzie jechał w mniejszym korku. Nie chodzi o to, żeby to było wymierzone przeciwko komukolwiek.
- Czy nie mogliby Państwo zrobić jednej, dostępnej dla mieszkańców listy ze zgłaszanymi przez nas postulatami i problemami, na której widzielibyśmy jakie są priorytety i terminy realizacji poszczególnych zadań?
To jest wszystko super racjonalne. Tylko przypominam, że gdybyśmy chcieli racjonalnie zrobić listę podwórek do modernizacji cztery lata temu i potem nagle by się okazało, co się okazało - 8 miliardów zabrane, pandemia, brak siły roboczej - z planu zostałyby nici. Jak robimy na przykład listę tych dróg, które będziemy utwardzać, to robimy listę, teraz zajmujemy się na przykład kwestią dotyczącą wind, to robimy listę. To wszystko jest planowane. Natomiast jest zawsze pułapka w tym, żeby każdą taką listę na twardo powiesić i ogłosić, że będziemy robić w sytuacji, w której mamy pandemię, wojny, materiały kosztują dwa razy więcej itd. Wtedy przeciwnicy by używali tego, że to nie jest w takim tempie realizowane jak powinno. Ale staramy się to robić. Wyznaczamy priorytety tak, aby po kolei te nasze inicjatywy były realizowane. Dlatego ja nie odpowiadam wam, że zrobię Ludwiki. To nie działa tak, że jak ktoś się pofatygował i wskazał na spotkaniu podwórko przy Ludwiki, to akurat to podwórko zrobimy.
Napisz komentarz
Komentarze