Zamiast kolejnej reklamy, w witrynie na bloku przy ul. Płockiej 17 powstała wyjątkowa galeria sztuki. Z pracami artystów wychodzi wprost na ulicę - tam, gdzie dochodzi do spotkania z odbiorcą. O pomyśle na galerię, procesie powstawania sztuki oraz planach na przyszłość porozmawialiśmy z jej inicjatorką i kuratorką, Moniką Horvath - Skierś.
Hubert Malczewski: Jak powstała Galeria Witryna?
Monika Horvath Skierś: Galeria działa od marca 2021 roku. Pomysł pojawił się podczas spaceru, gdy przechodziłam koło pustej witryny, w której dziś mam swoją galerię. Na szybie wisiała kartka, że jest do wynajęcia. Pomyślałam sobie, że to miejsce potrzebuje czegoś, co by zupełnie odmieniło jego atmosferę i byłoby „z innego świata". W całym tym bałaganie architektoniczno-reklamowym i dosyć ścisłej zabudowie, którą tu mamy brakowało takiego bodźca. Chciałam, aby sztuka poprzez swoje środki wyrazu przelała na tę witrynę swoją doniosłość, dodała jej pewnej wartości. Moja argumentacja, żeby oświecić to miejsce spodobała się zarządowi spółdzielni, który takim pomysłem był pozytywnie zaskoczony. Kiedy wszystkie galerie i muzea były zamknięte z powodu obostrzeń pandemicznych, ja Galerię Witryna otworzyłam.
Muszę przyznać, że jest to nietypowe miejsce dla galerii. Kostka brukowa, reklamy i między tym wszystkim sztuka.
I sztuka ma to właśnie zmienić. A przede wszystkim ma wyjść do ludzi i być na ulicy. Nie ta reklama, nie ten kolejny sklep, nie ten kolejny afisz. Witryna bezpośrednio "dotyka" chodnika i w zasadzie dzięki temu może pełnić taką rolę. Ja od początku przyjęłam to jako eksperyment. Nie wiedziałam, jak się sprawdzi taka forma prezentacji, czy będzie cieszyła się zainteresowaniem wśród przechodniów. I muszę powiedzieć, że po niemal dwóch latach zauważyliśmy, że ten eksperyment rzeczywiście się powiódł. Świadczy o tym to, że ludzie przed witryną zatrzymują się i dyskutują. Nawet osoby, które nie mają doświadczenia w obcowaniu ze sztuką ani ten temat nie jest im szczególnie bliski potrafią podjąć bardzo gorącą dyskusję.
Czyli masz kontakt z odbiorcami?
Często tu przychodzę, ale słyszę też od innych osób, że obserwowali takie sytuacje, więc jest to bardzo miłe. Dostajemy dużo ciepłych słów, szczególnie od sąsiadów i osób przechodzących, którzy dziękują nam, że z Witryną mogą obcować na co dzień. Co więcej, lokalizacja Witryny jest atrakcyjna i popularna, bo znajduje się tuż przy metrze Płocka, co też ma niemałe znaczenie. Ale do grona odbiorców galerii należą nie tylko sami przechodnie, a także osoby, które są koneserami i pasjonatami sztuki albo zajmują się jej krytyką i przyjeżdżają specjalnie, żeby zobaczyć prezentowane wystawy.
Innym interesującym tematem, a propos wejścia sztuki w uliczną codzienność jest bardzo piękna historia rodziny, z którą miałam okazję wymienić kilka zdań. Przyznali mi, że nigdy nie byli w galerii, ponieważ jest to dla nich krępujące. Nie wiedzieliby, jak się tam zachować. W przypadku Witryny jest zupełnie inaczej. Przychodzą tu na spacer prawie każdego dnia, spoglądając i przyglądając się wystawie bez poczucia dyskomfortu. Dla mnie, poruszanie się w galeriach jest rzeczą naturalną, ale domyślam się, że nie mając z nimi wcześniejszej styczności może to być barierą nie do pokonania. A tu okazuje się, że ta sztuka jest dostępna dla nich przez całą dobę i bez otwierania drzwi galerii. Wzrusza mnie to.
Znowu ujawnia się ten kontrast między charakterem ulicy, a marmurami w dużych galeriach czy muzeach. Zupełnie inny klimat.
W galeriach wszystko jest takie white cube [z idealnie białymi ścianami, równomiernie oświetlone, całkowicie oddzielone od zewnętrznego świata – przyp. red.]. Były takie momenty, że chciano odejść od tej konwencji i robiono wystawy w przestrzeniach industrialnych. W miejscach, gdzie jest bałagan, które nie są idealnie czyste, a wręcz zapomniane czy opuszczone. I tam raptem wchodzi sztuka, nieraz stonowana, nieraz bardziej krzykliwa. Ale wydaje mi się, że to nie jest trend na szeroką skalę.
A czy twoim zdaniem lokalizacja, czy sceneria danego dzieła może zmienić jego odbiór albo wręcz jego wartość?
To bardzo ciekawe pytanie. Wydaje mi się, że panuje taka obawa. I może nie wśród samych artystów, ale raczej odbiorcy, który styka się ze sztuką niezbyt często. Witryna kojarzy się przede wszystkim z elementem sklepowym, więc ciężko się przyzwyczaić i potraktować naszą galerię jako, w cudzysłowie, pełnowartościową. I pomimo subiektywnego ryzyka, że może to odejmować wartość sztuki, należy zachować luźne podejście. U nas prezentacja dzieł zazwyczaj jest wykonana bardzo dobrze. Ale fakt, że ten uliczny bałagan, brud wokół i sztuka dotykają siebie nawzajem to w zasadzie coś pozytywnego. Mieści się to w założeniach tej galerii, która ma się wzajemnie przenikać z najbliższym otoczeniem. Otoczeniem, które nie ujmuje jej respektu. Dla nas prawdziwą wartością są przede wszystkim ludzie, którzy oglądają naszą sztukę wchodzącą w ich codzienność. Nawet drobnym gestem, takim jak spojrzenie pokazują, że podchodzą do niej z szacunkiem.
Jak przebiega proces twórczy, od pomysłu aż po realizację?
Bywa, że przeglądam literaturę w mojej bibliotece i wpada mi pomysł. Zdarza się też, że podczas spaceru trafiam na zagadnienie, które jest bardzo interesujące. Zastanawiam się, jak można by je odnieść w pracach. I wtedy myślę o artyście, który by potrafiłby się w nim artystycznie zagłębić. A przede wszystkim wyeksponować w ciekawy sposób. Ze wszystkimi twórcami, którzy prezentowali swoje prace w tym roku tak właśnie było i uważam, że każda z wystaw była rewelacyjna. Zawsze staram się wybrać temat, tak, żeby nie nudził swoją banalnością i sztampą, ale żeby zaciekawił i sprowokował do refleksji. Nawet krótkie spojrzenie na witrynę, ten chwilowy akcent obcowania może przynieść odbiorcy cień refleksji. Mamy bowiem zdolność do zapamiętywania obrazów, "chowają się" w naszej głowie i niespodziewane potrafią się ukazać przed naszymi oczami w najmniej oczekiwanym momencie. Nie musimy przecież obserwować jednego obrazu godzinę czy dwie, żeby go pamiętać. Nawet to jedno zerknięcie potrafi wyzwolić w nas tak głębokie doznanie, że towarzyszy nam ono przez najbliższe dni.
Program wystaw układamy tak, żeby był dla wszystkich. Nie skupiamy się jedynie na dorosłych, ale chcemy trafić też do dzieci i młodzieży. Różne wystawy potrafią mieć różną widownię. Interesującym przykładem w tym aspekcie była wystawa Jakuba Słomkowskiego, który zrobił instalację z zabawek i ich elementów. Przez cały czas mieliśmy do galerii "przyklejone" nosy dzieci, które nie chciały odejść. Byłam nawet świadkiem sytuacji, w której dziecko płakało w momencie, kiedy mama je zabierała.
Sama konstrukcja tej galerii pozwala na tę dostępność oferty dla najmłodszych widzów, ponieważ fragment dotyka samego chodnika.
Otóż to. Pierwsza wystawa składała się z rzeźb w skali 1:1. I wśród nich była rzeźba psa. Niezmiernie zabawne było to, że dzieci wołały do psa, żeby zamerdał ogonkiem i próbowały doprowadzić do tego ze wszystkich swoich sił. To dowód na humorystyczną odsłonę naszej Witryny, która skłania także do radosnej interakcji.
Co przedstawia wystawa, którą oglądamy dziś w Witrynie?
To jest ostatnia, dziewiąta już wystawa z cyklu 'Ze sztuką przez całą dobę', lecz nie ostatnia w tym roku. Na ten program uzyskaliśmy dotację z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, z Funduszu Promocji Kultury. Wystawa ta jest niezwykle ważna dla tego okresu, ponieważ została otwarta jeszcze przed 11 listopada. Poświęcona jest czterem postaciom historycznym: są to rzeźby – głowy wykonane przez artystę Stanisława Bracha, profesora ASP. Te cztery głowy przedstawiają postaci historyczne: mamy Piłsudskiego, Chopina, Norwida oraz Paderewskiego. Ujęte w uproszczonych formach, bardzo skrótowych, lecz cechy charakterystyczne tych osób ukazane są w sposób wyjątkowo trafny. Prostota ta nie stoi w przeszkodzie w rozpoznaniu postaci, co czyni rzeźby bardzo interesującym ujęciem czyjegoś podobieństwa. Wystawa można obejrzeć do 12 grudnia.
A co dalej?
Mamy już przygotowany program na przyszły rok, ale na razie nie chcę go zdradzać. Ostatnia tegoroczna wystawa będzie wystawą trzech artystów z ul. Ludwiki, czyli naszych lokalnych twórców. Mogę cicho szepnąć, że tytułem wystawy będzie „Zawsze jest gdzieś zimniej", a otworzy się w połowie grudnia. Mam nadzieję, że to spojrzenie na inne klimaty nieco ociepli tę naszą mroźną atmosferę i aurę, która teraz panuje.
fot. okładki - Jarek Sadkowski
Napisz komentarz
Komentarze